Teksty

Domowy zen

Sensei Sevan Ross

Cel naszej Wspólnoty

W naszych czasach medytacja Zen i wewnętrzna podróż, jaką ona reprezentuje, są potrzebne bardziej niż kiedykolwiek. Jednak złożoność i wymagania współczesnego świata sprawiają, że trudne a nawet niemożliwe, staje się prowadzenie i podtrzymywanie
tradycyjnej praktyki zakonnej czy nawet utrzymywanie czasowego rygoru praktyki zazen prowadzonej w Ośrodkach Zen.

Instytucjonalne Ośrodki podejmują wysiłki i działania zgodnie z tradycyjnymi formami praktyki wywodzącymi się z kultury azjatyckiej i opartych na zasadniczo innych zasadach etycznych, wymaganiach i normach - jednocześnie, na planie psychologicznym, społecznym i organizacyjnym, próbują przestrzegać zasad, na jakich działają instytucje religijne. Ośrodki Zen próbują wypełniać rolę pół-etatowych zakonów, pełno-etatowych kościołów, a często także psychologicznych i społecznych poradni.   Członkowie przychodzą do Ośrodków, ponieważ chcą głęboko praktykować Zen a zamiast tego zostają wciągnięci w działalność organizacji opartych na zasadach „non-profit” i stają się częścią dziwnej i nierzadko dysfunkcyjnej społeczności.

Dodatkowo praktykujący podlegają obciążeniom wynikającym z „członkostwa”, nakładane są na nich obowiązki i opłaty. Dotyka ich polityka siły zwykle powstająca z zapętleń w zetknięciu z autorytetem zarówno duchowym jak i świeckim. Otrzymują sprzeczne sygnały płynące z jawnej i ukrytej walki (konfliktu) pomiędzy organizacją zarządzaną w sposób „demokratyczny” i autorytaryzmem występującym w każdej zorganizowanej formie religii.
W tak niespokojnym otoczeniu praktykujący może poczuć się zagubiony, może powstać zamieszanie w jego umyśle a nawet może doznać krzywdy.

Poprzez naszą Wspólnotę próbujemy powołać grupę duchowego wsparcia (Sangha)
przy bardzo nieformalnej i elastycznej instytucjonalnej strukturze organizacyjnej i minimalnej hierarchii.  Próbujemy zapewnić w większej części bezpłatne instrukcje co do medytacji i łatwo dostępną możliwość formalnej praktyki poza ośrodkami , czyli praktykę i dostęp do informacji, bez konieczności finansowego wspierania, presji rzeczywistego czy domniemanego autorytetu albo deklarowania członkostwa.  Naszą misją jest zrobić wszystko, aby ludzie mogli praktykować Zen, podczas gdy nasza grupa zapewni im pomoc, przykład i wsparcie.  Chcemy działać na rzecz rozwoju społeczności, która nie pozostaje fasadą organizacji, która - chociaż z założenia niedochodowa - w gruncie rzeczy działa na zasadach rynkowych.  

Wierzymy, że w Zen ( jak tez w innych zorganizowanych religiach) istnieje tendencja infantylizowania ludzi (traktowania ludzi w sposób infantylny). Okazuje się, że nawet w Buddyzmie, który głosi, że jesteśmy od początku „pełni i całkowici” instytucje nauczające powodują, że praktykujący czuje, że nie może sprostać wymaganiom, że nie jest odpowiednio dobry, że się nie nadaje.   Wydaje nam się, że tylko guru, czy ta religijna organizacja może nam udostępnić procedury, które pozwolą nam poczuć się wartościowymi, odpowiednimi, na swoim miejscu.

Te instytucjonalne tendencje dają powód wielu osobom do zwalczania kapłanów, jako grupy/kasty, i wszystkich przywilejów, które posiadają, jednak niektóre grupy i sekty religijne, buddyjskie i poza Buddyzmem, wyeliminowały kapłanów tylko po to, aby potem zastąpić ich inną grupą „uczonych”. Ze wszystkich ludzkich społeczności wyłaniają się liderzy i ich zwolennicy (ci, którzy za nimi idą) i nie ma jednego właściwego i czystego sposobu postępowania w instytucjach i grupowych projektach.  Wszystkie ludzkie systemy są niedoskonałe, posiadają wady. Trzy osoby siedzące w jednym pokoju w ciągu godziny opowiedzą się politycznie (podzielą się na partie polityczne).  Jednak w naszej Wspólnocie wierzymy, że im bardziej wyrównamy pole gry czy też duchową i instytucjonalną hierarchię, tym mniej będzie spraw związanych z pieniędzmi.  Im mniej będziemy się zajmować budowaniem gmachu (fizycznie istniejącego) imperium - tym mniejsze będą grupy.  Im bardziej ludzie będą gotowi poczuć się osobiście odpowiedzialnymi za własną duchową pracę/praktykę - tym zdrowiej dla poszczególnych osób i tym więcej energii grupa / organizacja będzie miała.

Chcemy praktykować z osobami dorosłymi i traktować ludzi jak dorosłych – czasem zapraszamy do siedzenia z nami osoby niepełnoletnie, ale wiek nie jest problemem.
Wierzymy, że osoby dorosłe już wiedzą coś o sobie i o tym, jaki jest dla nich najlepszy sposób pracy, zanim jeszcze po raz pierwszy usiądą na macie.  Uważamy, że dorośli ludzie
nie są tak psychologicznie zaburzeni, jak próbuje nam wmówić nasze nadmiernie przesiąknięte psychologią społeczeństwo.  Sadzimy także, że mitem jest przekonanie, że trening Zen sam w sobie jest skutecznym narzędziem rozwiązania problemów psychologicznych.  Czujemy, że zmienianie czyjejś osobowości nie należy do nas. Uważamy, że dorośli ludzie mogą podejmować dojrzałe decyzje i, co za tym idzie, ponosić ich konsekwencje. Wierzymy także, że naszą rola nie jest motywowanie ludzi. Ludzie sami kreują swoje własne psychologiczne i duchowe przeznaczenie. Jeśli skończyłeś 18 lat możesz z nami siedzieć na własne ryzyko, ale także dla własnej korzyści. Nie działamy w formule otwartej dla każdego – każda nowa osoba zapraszana jest przez kogoś z naszej grupy. Jeżeli ktoś przeszkadza w praktyce, działa w sposób destruktywny - nie może zostać.  Jednak jeśli naprawdę chcesz praktykować otrzymasz od nas maksimum wsparcia. Nie będziemy organizować „otwartych warsztatów”, które często są ukrytymi działaniami marketingowymi, ponieważ żyjemy właśnie w kulturze sprzedawania. Tutaj nie chcemy wpaść w taką pułapkę.

Nie powinniśmy patrzeć na naszych nauczycieli czy przewodników jak na osoby doskonałe, głęboko oświeconych guru, wolnych od wad czy pozbawionych dziwactw. Tak jak od nikogo, kto z nami praktykuje, nie oczekujemy doskonałości. To by było niemożliwe. Nie jesteśmy liberalni, ale także nie jesteśmy konserwatywni. Nie jesteśmy ludźmi „uduchowionymi”. Jesteśmy ludźmi otwartymi na poszukiwanie / zapytywanie nieodłącznie związane z Buddyzmem Zen. Stale próbujemy pracować z czymś, co Budda nazwał „umysłem małpy” w każdym z nas i prowadzimy poważną obserwację /poważne badanie.  Nie jesteśmy uzależnieni od odosobnień medytacyjnych, chociaż doceniamy ich wagę.  Nie czepiamy się tradycyjnych „form”, chociaż wiemy, jak są ważne, kiedy stosuje się je w odpowiedni sposób. 

Nie jesteśmy zainteresowani tworzeniem małych „zenoidów”, którzy podążają za wytycznymi. Nie interesuje nas wznoszenie „imperiów”, które służą głównie wzmocnieniu władzy liderów, infantylizują, a często nawet osłabiają swoich zwolenników/uczniów. Organizacje te często przeradzają się w towarzystwa duchowej rozrywki lub służą ukrytej terapii psychologicznej. Nie chcemy tworzyć jawnej ani ukrytej ideologii grupowej. Niekiedy takie ideologie uważają się za reprezentujące prawdziwe podejście Zen , jednak w rzeczywistości są raczej kultem grupowym, który sprawia, że taka społeczność stawia się na pozycji uprzywilejowanej, lepszej i czuje się upoważniona do osądzania innych podejść i form praktyki duchowej.

Nie przywiązujemy wagi do wielkości naszych grup, ważna jest dla nas jakość praktyki. Najważniejsze jest dla nas oddanie dla społeczności, duchowe pokrewieństwo i skupianie prawdziwych, a nie wirtualnych przyjaciół. Cała praktyka Zen skupiona jest wokół Buddy, Dharmy i Sanghi.  W przypadku Zen Domowego to Sangha stanowi narzędzie za pomocą którego poszukujemy.  W końcu duchowa praktyka jest samotną indywidualną pracą, do której otoczenie powinno zachęcać i ją wzmacniać.
tłum. Sthaman Marek Prejzner 






 
Sugestie jak wykonać domowy ołtarzyk
Sensei Sevan Ross


Ołtarzyki domowe są dosyć osobistą sprawą więc tak naprawdę nie ma tu per se żadnych zasad. W czasach kiedy robiłem dużo ceremonii – oczyszczania domu, powitania dziecka etc., ludzie, którzy zapraszali mnie do swoich domów czasami kwestionowali odpowiedniość swoich domowych ołtarzyków. Pod naciskiem ich dociekliwości zasugerowałem tutaj pewne wskazówki i oferuję je tu zarówno jako praktyczne sugestie jak i również jako pewien wgląd w ogólny sens wykonywania domowego ołtarzyka.

Ołtarzyki służą by inspirować nas najlepiej kiedy są postawione „na wysokości” tj. jeżeli kiedy stoimy (czy siedzimy wyprostowani) ciągle możemy być na poziomie kontaktu wzrokowego z Buddą czy inną figurą. Trudno jest czuć się zainspirowanym do wielkiego wysiłku przez model, na który „patrzysz z góry.” Nie ma to nic wspólnego z ideami „świętości.” Ale może być pomocne by pamiętać, że wszystkie dobre figury Buddy są zrobione z oczyma do połowy przymkniętymi i wiele z nich ma również swoje głowy nieznacznie pochylone do przodu tak że wyglądają najbardziej szlachetnie i przystępnie kiedy patrzy się na nie od dołu. To właśnie dlatego wyglądają trochę głupio w miniaturze i dlaczego wyglądają jeszcze głupiej kiedy ludzie kładą je na niskim stoliku i wtedy kłaniają się im.

Jeden z członków-seniorów naszej świątyni opowiadał historię jak musiał się posługiwać bardzo prowizorycznym ołtarzykiem, który został ‘naprędce’ skonstruowany podczas budowy. Figura (klasyczny siedzący Budda) została umiejscowiona na czymś co sprowadzało się do ławki. Powiedział, że po oferowaniu kadzidła zrobił gassho (pokłon na stojąco) w kierunku figury, i wtedy, jakby w pośrodku gassho poczuł się robiąc to totalnie nie na miejscu, nawet biorąc pod uwagę jego lata praktyki, ponieważ figura była pod nim. Powiedział mi że to było jakby się kłaniał małemu chłopcu.

Najbardziej ważnym elementem jest figura jakiej używacie. Powinna być taka jaka was inspiruje. Jeśli jest nieźle zrobiona, droga, nawet piękna a mimo to nie porusza was – no cóż, to nie będzie ołtarz praktyki a jedynie dekoracja. Cena, rozmiar, materiały użyte, wiek – dla mnie żadne z tych rzeczy się nie liczą. Czy czujecie jakieś powinowadztwo z tą figurą? To jest jedyne pytanie.

Figura może być figurą Buddy lub jednego z wielu Bodhisattwów. Dobranie figury jest zależny od indywidualnego wyboru. Żeńska Kannon może być dla niektórych bardziej inspirująca podczas gdy Mandźuśri z mieczem uniesionym w górę porusza innych. Nie ma tu żadnej różnicy – dopóki jest tam inspiracja. Zawsze polecam podkładać pod figurę kawałek jakiejś tkaniny – coś co nadaje jej doniosłości. Coś szczególnego i dekoracyjnego. Jako tło dla figury można zawiesić inną tkaninę lub tą samą tkaninę na ścianę i pod figurę.

Figura jest zwykle umiejscawiana w pośrodku ołtarzyka ale nie należy się tej zasady zbyt sztywno trzymać. Figura umiejscowiona nieco z boku może nadać ołtarzykowi delikatniejszą, bardziej dekoracyjną jakość, co może pozwolić mu bardziej stopić się ze swoim otoczeniem i w ten sposób stać się łatwiejszym do zaakceptowania dekoracyjnym elementem dla innych, którzy dzielą z tobą twoją przestrzeń i mogą czuć się jakkolwiek niekomfortowo z formalnym buddyjskim ołtarzykiem stojącym w pokoju. To wszystko zależy od twojej sytuacji.

Są również inne rzeczy do rozważenia: można użyć fotokopii innej figury, lub naturalnej scenerii, lub zdjęcia jakiegoś wyjątkowego miejsca jako tła dla figury i ołtarzyka. Można też zawsze użyć jakiegoś odpowiedniego, naturalnego materiału – dużej ceramicznej płytki, kawałku drewna lub łupku. Jeśli nie masz figury, która cię inspiruje, rozważ sprawienie sobie fotokopii, lub użycie zdjęcia, czy innej płaskiej podobizny takiej jak rysunek czy namalowany obrazek. To jest niedrogi sposób by wykonać sobie ołtarzyk. Rozważ również wykonanie wolno stojącego ołtarza za którym nie musi wisieć żadna zasłona. (To właśnie w ten sposób jest urządzony ołtarz Mandźuśriego zarówno w naszym Zendo CZC jak i w wielu, jeśli nie w większości klasycznych Świątynnych Zendo.) Oczywiście przestrzeń musi być obszerna dla takiego ołtarza.

Obok figury lub figur mogą znajdywać się ofiary, które tam umieszczasz. Tutaj w CZC często zadaje się nam pytania o ofiary – dla kogo są one przeznaczone? Dlaczego są one w ogóle poczynane? Czy Budda wcina sobie owoc nocą? Wygląda na to, że zawsze pragniemy logicznego wytłumaczenia tych rzeczy. To co często odpowiadam to to, że składam te ofiary jako przedmioty szacunku – rodzaj rzeczy, które witają szacownego gościa w domu czy świątyni. Jeśli osobistość historycznego Buddy czy Bodhisattwy Kannon miałaby wstąpić do twojego domu, czy nie zaoferowałbyś/zaoferowałabyś tych rzeczy by powitać i uszanować szacownego gościa?

Proszę przyjmuj te przedmioty jako symbole zaszczytu i braterstwa, nie jako ciasteczka zostawione dla Św. Mikołaja tak by zostawił dziecku zabawki. Tradycyjnie takie przedmioty jak świece (światło), kadzidło (duchowe pożywienie), owoce czy chleb czy ziarna (podstawowe pożywienie), kwiaty (piękno), herbata (znowu, pożywienie) są oferowane. Ale czuj się swobodnie by położyć na ołtarzyku cokolwiek co podnosi cię na duchu, inspiruje cię i co czujesz, że jest właściwe by tam się znalazło. Na moim własnym osobistym ołtarzyku znajduje się liść z drzewa Bodhi, który przywiozłem z Bodhigaya lata temu, malutkie, stare zdjęcie Rosiego Kapleau tłumaczącego Dokusan dla Rosiego Yasutaniego w latach 60-ych i „uzdrawiający woreczek” czterech leczniczych ziół dany mi przez przyjaciela z plemienia Ojibway w uzdrawiającym wigwamie. Parę lat temu znajdowałem się w pokoju Pudża w tybetańskiej świątyni w Europie i zauważyłem butelkę whisky na głównym ołtarzu (wpośród wielu innych dziwnych ofiar włączając w to parę zestawów elektrycznych światełek bożonarodzeniowych.)

Wielu ludzi uświadamia sobie, że zdjęcia nauczycieli, przyjaciół, rodziny, nawet zwierzaków domowych, przynoszą inspirację. I nie ma żadnych przeszkód by ofiarować przyjaźń, uwagę, dobre towarzystwo i mądrość Buddzie i Bodhisattwie poprzez zdjęcie kogoś kto zmarł. W ten sposób, przy tym rodzaju ofiary można również uczcić pamięć zmarłego.

Wiem, że jest wielu ludzi, którzy czują się niewygodnie z bardziej dewocyjnymi aspektami naszej tradycji ale chciałbym zachęcić kogokolwiek kto praktykuje by poszedł do przodu i wykonał sobie domowy ołtarzyk tam gdzie może on być pomocny dla praktyki. Rezultaty mogą cię zadziwić. Możesz sam się złapać na tym jak wykonujesz pokłony, czy palisz kadzidełko, czy troszczysz się o ołtarzyk – odkurzając go, zmieniając ofiary z nowo odnalezionym poczuciem posługi i radości. Wcale nie jestem magicznym myślicielem – nie bawię się tu w czarną magię. Ale wiem co ołtarzyk w mojej żywej przestrzeni zawsze dla mnie robił – potrzebuję miejsca by się kłaniać, by trzymać nisko maszt mojego ego, tę dumną jaźń.

Tłum. Konrad Uliczkowski